Nie miałam w planie czytać tej książki.
Nawet nominacja do Nike i zwielokrotnione głosy zachwytu mnie nie przekonały.
Bałam się Gugułów. Że język będzie
zbyt trudny, że nie zrozumiem treści. Jak dobrze, że jednak czasami cos mnie
podkusi i biorę z bibliotecznej półki nie to, co sobie zaplanowałam!
Bohaterką Gugułów jest Wiolka, dziewczynka z małej
wsi na Jurze. Na tą bardzo niepozorną książeczkę składa się 25 opowiadanek,
właściwie migawek z życia wsi i Wiolki. Przeplatają się tu dziecięce traumy
(śmierć ukochanego kota, pierwsza miesiączka i napięcia seksualne) i wiejskie
zwyczaje (targi, obwoźne święte obrazy, łapanie chrabąszczy), spomiędzy których
wystaje polityka i rzeczywistość PRL (nieobecny ojciec, sprawa konkursowego
obrazka).
Te 115 stron wywołało
u mnie tyle wspomnień i emocji, że mogłabym nimi rozdzielić kilka innych
książek. Wydawać by się mogło, że jestem za młoda żeby Guguły wywarły na mnie takie wrażenie. W końcu autorka urodziła się
w latach 70. i spisane przez nią historie właśnie z lat 70. i 80. pochodzą.
Więc co ja, dziecko lat 90., mogę wiedzieć? A tu uśmiech na twarz wyłazi kiedy
czytam, że Wiolka kupiła na odpuście góralski
domek barometryczny przepowiadający pogodę: z góralką wyglądającą na deszcz i
góralem na słońce. Bo co innego, jak nie taki domek stał u babci na wsi na
parapecie (u nas góral był na deszcz, a góralka na słońce)? Gdzie się pranie
suszy do tej pory jak nie na sznurku
rozwieszonym między dwiema jabłonkami? A pierwsza porcelanowa lalka, która
była zaczątkiem kolekcji, musiała być przecież kupiona na odpuście (od razu
czuję zapach waty cukrowej i obwarzanków…)! Jasne, nie wszystko tak działa, w
końcu moje wspomnienia pochodzą z początku lat dwutysięcznych, ale nie sposób
było czytać Guguły bez emocji.
Nieplanowanie, Guguły trafiły na moją listę najlepszych
i najulubieńszych. Czytałam egzemplarz biblioteczny, ale wiem, że na moją półkę
musi trafić mój własny bo to są historie, do których jeszcze nie raz chętnie
wrócę i które będę chciała przekazywać dalej. Dla mnie genialna.
Wioletta
Grzegorzewska, Guguły, Wydawnictwo
Czarne, s.115.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz