poniedziałek, 12 czerwca 2017

Brandon Sanderson "Alcatraz kontra Bibliotekarze. #1 Piasek Raszida"


Kiedy dostałam propozycję przeczytania książki Piasek Raszida trochę się wahałam. Zastanawiałam się czy nie będzie… zbyt młodzieżowa. W końcu doszłam do wniosku, że jestem w stanie zaryzykować. Musiałam przecież sprawdzić, co to za uniwersum, w którym Bibliotekarze są niebezpieczną i kontrolującą świat organizacją!

Chłopiec, sierota z niezwykłymi zdolnościami. Mieszka u zwykłych ludzi, ale pochodzi z innego, magicznego świata, o czym dowiaduje się w urodziny (no, powiedzmy). Do tego za przyjaciół ma staruszka i wielkoluda. Na pewno pierwszy raz słyszycie tę historię… ;)

Wbrew pozorom Alcatraz Smedry niewiele ma wspólnego z Harrym Potterem. Główną cechą, która definiuje naszego bohatera jest wyjątkowy talent do psucia wszystkiego, czego się dotknie. W trzynaste urodziny chłopiec otrzymuje dziwną przesyłkę – spadek po rodzicach, który składa się z pomiętej kartki z bazgrołami i woreczka z piaskiem. Zaraz potem piasek ginie, a w progu domu Alcatraza pojawia się ekscentryczny staruszek, który twierdzi, że jest jego dziadkiem, Alcaraz jest Okulatorem, a piasek ze spadku jest potężny i niebezpieczny. Dziadek Smedry zabiera chłopca do tajnej kryjówki, gdzie razem z jego kuzynem Singiem i krystiną Bastylią przygotowują plan infiltracji Biblioteki Głównej. Oczywiście nic nie idzie po myśli bohaterów, a spotkanie z Wielkim Okulatorem jest tylko początkiem przygód, które będą się ciągnąć przez kilka kolejnych tomów.

Bardzo podobał mi się pomysł na fabułę, w której Bibliotekarze rządzą światem, a cała historia, geografia, fizyka, którą znamy są jedynie oficjalną wykładnią państwa, które ukrywa prawdę. Trzeba mieć naprawdę bujną wyobraźnię żeby wymyślić taki koncept. Antropolog z zamiłowaniem do broni palnej, samoprowadzące się samochody i srebrnowłosy rycerz-dziewczynka to tylko początek. Zresztą, najlepsze ze wszystkiego były dinozaury! Na samą myśl o nich, chce mi się śmiać. Więcej Wam nie powiem, bo okrywanie tego świata to naprawdę ogromna frajda. I mimo, że największy plot twist udało mi się odgadnąć sporo wcześniej, w ogóle nie wpłynęło to na przyjemność czytania.

Jest to, więc kolejna powieść, którą czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie. Kiedy czytałam ją w tramwaju z miejsca potrafiła mnie tak wciągnąć, że mało brakowało żebym przegapiła swój przystanek. Któregoś razu po wyjściu z tramwaju, jeszcze na przystanku doczytywałam rozdział, bo 10 minut, które potrzebuję na dojście do domu wydawało mi się zbyt długie. Co więcej, szczerze się ubawiłam przy lekturze! Mało filmów czy książek bawi mnie tak, że śmieję się w głos. A tu, kilka razy nie udało mi się powstrzymać chichotu!  No i jest też walor edukacyjny – myślę, że mało który dzisiejszy nastolatek jest zaznajomiony z koncepcją platońskiej jaskini. Po lekturze tej książki, nie będzie to już nic nowego.


Na 100% będę mieć na oku tę serię i sięgnę po kolejne części. Kiedy pisałam ten tekst tuż po lekturze książki, drugi tom był zapowiadany na skrzydełku okładki. W tej chwili stoi już u mnie na półce i tylko czeka, aż skończę "Wiedźmina"! Mam nadzieję, że Wydawnictwo IUVI nie porzuci serii po dwóch częściach!

Brandon Sanderson Alcatraz kontra Bibliotekarza. #1 Piasek Raszida, Wydawnictwo IUVI, s.304

środa, 10 maja 2017

David Lodge "Gorzkie prawdy"


Czytelnicy mojego bloga na pewno nie są zaskoczeni tym, że znowu wpis będzie dotyczył książki wydanej dobrych kilka lat temu. Jeżeli ktoś tu zagląda to z pewnością zauważył, że częściej można przeczytać u mnie o starociach, książkach przed kilku lub kilkunastu lat, niż głośnych autorów i przedpremierowe recenzje. Uważam jednak, że warto pisać o takich zapomnianych książkach, bo wielu z nas ma ich na półkach masę i często brakuje nam motywacji żeby po nie sięgać.

Zgodnie z notką na pierwszej stronie Gorzkie prawdy są powieściową adaptacją dramatu napisanego przez Davida Lodge. Adaptacji dokonał on sam, z czego postanowił się na początek wytłumaczyć. Przedmowę tutaj ominę gdyż niewiele ona wnosi dla polskiego czytelnika w kilkanaście lat od brytyjskiej premiery.

To nie była pierwsza czytana przeze mnie sztuka teatralna przerobiona na powieść. Może niektórzy z Was pamiętają, jak trochę ponad rok temu pisałam o Pajęczynie, prozatorskiej adaptacji dramatu Agathy Christie. Dokładnie tak samo jak poprzednio, nawet bez wstępu autora poznałabym genezę tego utworu. Czterech bohaterów, bardzo ograniczona przestrzeń, właściwie same dialogi i bardzo krótkie, informacyjne opisy. Fabuła jest jednowątkowa i bez zastanowienia da się ją podzielić na dwa akty i epilog.

Akt pierwszy: Adrian Ludlow, niegdyś odnoszący sukcesy pisarz i jego żona Eleanor mieszkają w małym wiejskim domku. Podczas codziennego przeglądu prasy trafiają na wywiad z ich dawnym przyjacielem Samem, przeprowadzony przez znaną z ostrego języka dziennikarkę, Fanny Tarrant. Ni z tego, ni z owego do ich domku wpada Sam i próbuje namówić Adriana na wywiad-odpowiedź, który miałby być zemstą na Fanny. Ostatecznie bohater się zgadza i umawia wywiad, a Sam wyjeżdża do USA.

Akt drugi: Eleonor uważa, że ustalony wywiad jest złym pomysłem więc wychodzi z domu. Adrian z kolei jest chyba dość podekscytowany zbliżającym się spotkaniem, mimo że długo nie daje tego po sobie poznać. W końcu spotka się z dziennikarką i rozmawiają. Trochę o Samie, trochę o nim i trochę o niej. W końcu ktoś powie kilka zdań za dużo, rozchodzą się.
Epilog: Dzień publikacji wywiadu z Adrianem. Przyjeżdża Sam, napięcie rośnie. Ostatecznie wywiad schodzi jednak na drugi plan. Wydarzyło się coś ważnego, media mają inny klikalny temat.

Morał tej powiastki od razu wali nas po twarzy: media kreują świat po swojemu, a my im często bezmyślnie wierzymy. Co prawda dzisiaj coraz mniej ludzi czyta gazety, ale można łatwo sobie zamienić dziennik na internet. Chociaż po 20 latach cały czas aktualne, nie jest to nic odkrywczego.

Tak samo jak przy Pajęczynie mogę stwierdzić, że nie przekonuje mnie przerabianie dramatu na prozę w takiej formie. Niby autor twierdzi, że niektóre sceny rozbudował, cośtam pozmieniał, ale dla mnie nadal jest wyczuwalne to sztuczne przerobienie formy.

Można przeczytać do popołudniowej kawy, ale Waszego życia i postrzegania świata nie zmieni.

David Lodge Gorzkie prawdy, Rebis, s.115

czwartek, 27 kwietnia 2017

Jane Austen "Perswazje"


Dzisiaj jest taki specjalny dzień, w którym moja siostra, osoba odpowiedzialna za całą wizualną część tego blogowego przedsięwzięcia ma urodziny. Obiecałam jej, że blog nie umrze przed jej urodzinami i że właśnie dzisiaj pojawi się tu tekst o książce z jej ulubionego gatunku. Jaki to gatunek? XIX-wieczna powieść angielska. Te wszystkie Austen, Brontë i inne Gaskell, to to, co Ula czyta najchętniej. Wybór padł na Perswazje.

Zawsze ciężko jest pisać o takich klasykach. Pocieszający jest fakt, że nie jest to ta najbardziej znana powieść autorki i istnieje szansa, że nie wszyscy na świecie znają jej treść. Ja czytałam ją po raz pierwszy i mimo, że wcześniej oglądałam mini serial BBC, to prawdę mówiąc, niewiele pamiętałam z fabuły.

Główna bohaterka, Anna Elliot jest dwudziestosiedmioletnią (starą) panną. Anna nie najlepiej dogaduje się z ojcem, zubożałym baronetem, i najstarszą siostrą Elżbietą, dla których liczy się przede wszystkim urodzenie i koneksje. Żeby całkiem nie stracić twarzy Elliotowie postanawiają oddać swoją posiadłość w dzierżawę i przenieść się do Bath. Do czasu przeprowadzki Anna mieszka u swojej drugiej siostry i szwagra gdzie spotyka ważną postać ze swojej przeszłości. Kapitan Wentworth był, bowiem jej wielką miłością, którą odrzuciła w wyniku namowy swojej przyjaciółki. Mimo upływu lat, jej uczucie nie minęło.

Co tu dużo mówić. Powieści Jane Austen to tak naprawdę porządnie napisane romanse. To jak potoczy się ta i inne historie jest oczywiste. A mimo to, kolejne pokolenia kobiet czytają je z wypiekami na twarzy marząc o swoim panu Darcy’m (i chociaż mi się podobało, ja jednak należę do #teamRochester!).

Mam wrażenie, że Perswazje są taką bardziej spokojną, wyważoną powieścią niż inne, Jane Austen pisała ją pod koniec swojego życia, co na pewno miało wpływ na charakter bohaterki. Anna jest starsza i bardziej ułożona niż inne postacie powieści Austen. Jest miła i rozważna, nie robi nic pochopnie, nie kieruje się dumą i jest pogodzona ze swoim losem.

Mogłabym oczywiście pisać o tym, jak cudownie przedstawione są pełne niedopowiedzeń i dystansu relacje między Anną a kapitanem Wentworthem. Jak wkurzającymi postaciami są jej siostry i ojciec, o tym, że pani Russel w ogóle nie wzbudziła we mnie sympatii i cieszyłam się, że jest jej tutaj niedużo. Ale to wszystko są rzeczy napisane już milion razy.

Nie będę, więc dalej wgłębiać się w treść i relacje bohaterów. Po prostu, jeżeli uwielbiacie Dumę i uprzedzenie, a jakimś cudem nie znacie innych powieści Austen to bierzcie się za nie. Mogą być Perswazje, może być coś innego, jest kilka tytułów do wyboru. Przede mną jeszcze Emma oraz Rozważna i romantyczna, więc moja przygoda jeszcze się nie skończyła. Gdyby interesowało Was, co myślę o Opactwie Northanger kliknijcie.

No i na koniec nie mogę sobie darować komentarza na temat serii Angielski ogród wydawaną przez Świat Książki. Te wydania są PRZEPIĘKNE! Zbieram wszystkie tytuły serii i uwielbiam na nie patrzeć A do tego są strasznie fotogeniczne! Bardzo się cieszę, że w końcu mamy jakieś ładne wydania, bo do tej pory naprawdę ciężko była znaleźć polską wersję Dumy i uprzedzenia czy Jane Eyre w ładnej okładce.


PS. A jeżeli chcecie przeczytać tekst kogoś, kto naprawdę zna się na Jane Austen zajrzyjcie do Miasta Książek. J

PS2. Moja siostra po przeczytaniu tego tekstu powiedziała, że jestem kłamczuchem bo nie oglądałam serialu BBC tylko film. Także tego. Tak właśnie pamiętałam ;)

Jane Austen Perswazje, Świat Książki, s. 254.