Chyba chwilowo mam przesyt opowieści
kryminalnych, bo kiedy zobaczyłam okładkę i opis Dyrygenta, od razu stwierdziłam, że nie wyjdę z biblioteki bez
niego. Historia komponowania VII symfonii w oblężonym Leningradzie przez
Szostakiewicza to było coś, czego nie mogłam ominąć.
Dyrygent miał
być także opowieścią o dyrygencie Eliasbergu i jego orkiestrze oraz ich
przygotowaniach do zagrania tejże symfonii w radio, tak aby usłyszał ją cały
świat. I faktycznie, książka był trochę o jednym, trochę bardziej o tym drugim.
Ale okładka zapowiadała jeszcze więcej. Pomiędzy historiami tych dwóch mężczyzn
pojawiły się wątki tancerki z zespołu Kirowa czy córki profesora Akademii,
która odziedziczyła po matce talent do gry na wiolonczeli.
No i mam problem z tą
książką. Napisanie trzech zdań recenzji zajęło mi godzinę. Bo źle mi się
czytało Dyrygenta. Nie polubiłam
żadnego z bohaterów – ani Szostakiewicza, ani Eliasberga, ani nawet małej Soni.
Ze wszystkich najlepiej wypadła Nina Bronnikowa, która była jednak postacią
pojawiającą się na marginesie. Wydaje mi się, że autorka wprowadziła za dużo
postaci i nie dała rady poświęcić każdej z nich odpowiedniej uwagi.
Brakowało mi też
obrazu samego miasta. Jasne, wspominane były bombardowania i problemy ze
zdobyciem pożywienia, ale wszystko to jakieś mało przejmujące było…
Zawiedziona jestem Dyrygentem. Nie poczułam ani mrozu zimy ’41,
ani strachu o bohaterów, ani podekscytowania koncertem z oblężonego miasta.
Przez całą lekturę tylko raz pomyślałam o przesłuchaniu symfonii leningradzkiej,
ale był to tak nikły przebłysk, że do tej pory tego nie zrobiłam.
Cały czas mam ochotę
na książkę, której akcja ma miejsce w oblężonym Leningradzie. Przychodzi mi do
głowy tylko Jeździec miedziany, ale
nie jestem pewna czy to jest to, czego szukam. Może Wy znacie coś godnego
uwagi?
Sarah Quigley, Dyrygent, Wydawnictwo Marginesy, s. 379.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz