O tym, jakie mam zaległości w pisaniu
recenzji niech świadczy fakt, że opowiadania czytam tylko w czasie roku
akademickiego kiedy mam nawał roboty i ciężko wyrwać dłuższą chwilę na
czytanie, a latem wybieram raczej dłuższe formy. Dzisiaj opowiem Wam coś o tomiku
opowiadań Janusza Wiśniewskiego Zespoły
napięć. Wiśniewskiego pokochałam za S@motność
w sieci i postanowiłam, że będę
czytać wszystko co wychodzi spod jego pióra. Co prawda, od tamtej pory nic
nawet nie było blisko poziomu S@motności,
ale cały czas próbuję.
Zespoły napięć
to 7 opowiadań. Minęło już kilka miesięcy od czasu kiedy przeczytałam ten
zbiór. Kiedy dzisiaj zastanawiam się o czym właściwie były te opowiadania
okazało się, że pamiętam treść jednego. JEDNEGO. „Nocy poślubnej”, która opowiada
o Magdzie Goebells i ostatnim dniu jej życia, tuż przed tym jak zabiła własne
dzieci i popełniła samobójstwo. Poza tym było coś o śmierci, chorobie, miłości.
Jak zwykle o kobietach i ich uczuciach.
Wiśniewski
sili się na poetykę. Krótkie zdania, niedopowiedzenia. Jakoś nie przekonuje
mnie to w jego wydaniu. Z każdą kolejną przeczytaną książką Wiśniewskiego
zastanawiam się czy to on się skończył czy ja wyrosłam. Ale pewnie będę dalej
czytać i sprawdzać. Może w końcu napisze coś co będzie mogło konkurować z jego
debiutem. A może nie i w końcu dam sobie z nim spokój? W końcu jest tyle innych
książek…
Janusz Leon Wiśniewski Zespoły napięć, Prószyński i Ska, s.156
Mam bardzo podobne refleksje po spotkaniach z twórczością Janusza Leona Wiśniewskiego. Choć przyznaję, że akurat "Zespoły napięć" wspominam bardzo dobrze. Choć nie wszystkie opowiadania zapadły mi w pamięć i nie wszystkie pozostawiały po sobie dobre wrażenie, to na pewno było ich kilka. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń