Dziś będzie trochę
inaczej bo o serii czterech komiksów Noe wyreżyserowanych
przez Darrena Aronofsky’ego, a narysowanych przez Niko Henrichona. Komiksy to
totalnie nie moja bajka, nigdy ich nie czytałam, nie kupowałam, nie znam się po
prostu. Jednakże Darren Aronofsky jest moim ulubionym reżyserem, a The
Fountain jest arcydziełem filmowym (chociaż pewnie i tak go nie
rozumiem ;) ). W tej sytuacji nie mogłam przejść obojętnie wobec konkursu
organizowanego przed wydawnictwo Sine Qua Non, w którym można było wygrać cały
komplet Noego. Udało mi się, co bardzo mnie cieszy gdyż sama bym
ich pewnie nie kupiła (36,90 za tom, a czytania wszystkich czterech może na
godzinę; chyba bym się zapłakała).
Wszyscy
znamy biblijną historię Noego. W przeciwieństwie do innych ludzi żyje w zgodzie
z Bogiem, za co zostaje nagrodzony – Bóg ostrzega go przed potopem, nakazuje
zbudować arkę i umieścić na niej pary wszystkich żyjących stworzeń oraz cała
rodzinę żonę i trzech synów i ich żony.
Pewnie ktoś
kto pamięta tę historię jedynie z lekcji religii i polskiego w szkole nawet nie
zauważy wielu różnic między wersją biblijną a komiksową. Specjalnie do tej
recenzji, odświeżyłam sobie wersję z Księgi Rodzaju (co prawda w tłumaczeniu
„Biblii Tysiąca Błędów”, ale myślę, że w tym wypadku nie ma większej różnicy).
Zrobiłam to mając na uwadze głosy moich niektórych wierzących znajomych, który
po obejrzeniu filmu byli wielce oburzeni.
Ogólny zarys
historii w komiksach pokrywa się z tym biblijnym. Noe nie ma jednak
bezpośredniego kontaktu z Bogiem, cała jego wiedza pochodzi z niejasnych wizji,
które go nawiedzają. Bohater stwierdził więc, iż Bóg pragnie aby człowiek
całkowicie wyginął, a arka jest sposobem ratunku dla zwierząt. Dlatego właśnie,
tylko jego najstarszy syn, wsiada na arkę ze swoją bezpłodną żoną.
Tym, co
rzuci się w oczy każdemu, jest obecność na ziemi aniołów, które po upadku
człowieka postanowiły zejść z nieba, aby im pomóc, co zaowocowało utratą
anielskiego wyglądu. Fakt, biegające po ziemi anielskie olbrzymy mogą być dość
zaskakujące, ale na pewno urozmaicają i tak dość prostą fabułę.Największy
nacisk w tej historii jest nałożony na wyrzuty sumienia, które męczą Noego,
widzimy jak przygniata go waga decyzji, które musiał podjąć. Mimo to do samego
końca jest wierny swoim przekonaniom. Jego determinacja w próbach zgładzenia
ludzkości za wszelką cenę i efekt, który osiągnął, rodzą pytanie – czy potop,
który miał oczyścić ziemię ze zła i nienawiści, faktycznie spełnił swą funkcję?
Komiksy Noe w
zdecydowanie większej części są do oglądania niż czytania, obraz dominuje nad
tekstem. Świat przedpotopowy wygląda jak z filmów postapokaliptycznych, zarówno
kolorystycznie, jak sposobem przedstawienia (spalona ziemia, ruiny, grzejące na
pomarańczowo słońce – patrząc na ilustrację czuję lecący po placach pot). Część
potopowa wykorzystuje całą gamę szarości i błękitów, wśród których często
ciężko dostrzec konkretne figury i postacie.
Jak już wspominałam, nie znam się na komiksach więc ciężko
oceniać mi rysunek w tej serii. W moim odczuciu jest to fajny, typowo komiksowy
rysunek. Każdą ilustrację dokładnie obejrzałam, wydaje mi się, że kreska
Henrichona pasuje do historii, którą ilustrował.
Dla fanów Darrena Aronofsky’ego pozycja obowiązkowa. Fani
komiksów na pewno już znają. A osobom, które nie lubią historii alternatywnych
i które wykorzystanie postaci biblijnej w inny niż klasyczny sposób uważają za
profanację – nie polecam. Po co się stresować? A w ogóle to mam trochę
wrażenie, że to taka męsko historia i mężczyznom bardziej przypadnie do gustu.
Oczywiście na podstawie serii komiksów Aronofsky nakręcił
też film Noe. Wybrany przez Boga, którego jeszcze nie widziałam.
Mimo, że to mój ulubiony reżyser, najpierw musiałam przecież przeczytać komiksy
;)
Darren Aronofsky, Ari Handel, Niko Henrichon Noe,
tomy 1-4, Wydawnictwo Sine Qua Non
Niee... raczej nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuń