Kiedy po chorobie miałam przed sobą
perspektywę kilkunastu dni pod rząd spędzonych w pracy (i to na drugą zmianę),
wiedziałam, że nie mogę wziąć z biblioteki nic nazbyt ciężkiego i ambitnego.
Nie czytałam wcześniej żadnej książki ani Magdaleny Witkiewicz, ani Nataszy
Sochy, jednak oba nazwiska obiły mi się o uszy z hasłem „sympatyczna i śmieszna
literatura kobieca”. Dlatego kiedy zobaczyłam na półce biblioteki najnowszy
tytuł powstały we współpracy tych dwóch autorek, pomyślałam, że to może być
dobra książka na taki ciężki okres.
Ewelina i Justyna
jechały jednym autobusem, którego kierowca okazał się być wielbicielem kotów.
Do tego stopnia, że próbując ominąć zwierzaka spowodował wypadek, w którym dość
poważnie ucierpieli pasażerowie. Z
pogruchotanym barkiem i złamaną nogą bohaterki trafiają do szpitala. Rokowania?
3 tygodnie albo więcej w szpitalnym łóżku. A w domu dzieci i mąż, albo babcia,
która chce najszybciej uciekać z narzeczonym do SPA zostawiając wnuki z
wyrodnym ojcem, który ponad wszystko stawia siłownię i drzemkę w ciągu dnia. Wszystkim
wydaje się, że to będzie katastrofa. Tatusiowie jednak z dnia na dzień radzą
sobie coraz lepiej, pomijając może drobne wpadki.
I
w sumie wokół tego jak tatusiowe sobie radzą jest zbudowana fabuła. Śledzimy
ich zmagania przez cały okres pobytu żon w szpitalu. Czasami trudno było mi
uwierzyć, że sytuacje, w których się znaleźli mogą się zdarzyć naprawdę (nie
wiem jakim trzeba być ojcem, żeby nie wiedzieć do jakiej szkoły chodzi
dziecko), inne mogłabym wskazać w moim własnym dzieciństwie i przygodach z
tatą, kiedy mama była w delegacji.
Książka
jest zdecydowanie „babska” i to raczej dla kobiet, które lubię tego typu
literaturę obyczajową. Myślę też, że dziewczyny/kobiety, które mają swoje
dzieci będą się lepiej bawiły niż te, które jeszcze się potomstwa nie doczekały.
Być może odnajdą w treści wiele sytuacji
ze swojego rodzinnego życia.
Jeśli chodzi zaś o
mnie, to książkę przeczytałam szybko, momentami szczerze się uśmiałam, a tego
mi było właśnie potrzeba. I mimo że szybko wyleci z głowy to od czasu do czasu
potrzeba mi właśnie takiej książki.
PS. Lubię czytać książki, których akcja
toczy się w miejscu, które znam. Tutaj od razu zorientowałam się, że chodzi o
Gdańsk, ale nie wiem czy dla każdego „szpital na Zaspie” będzie taką oczywistą
wskazówką (nazwa miasta pada dużo później).
Natasza Socha, Magdalena
Witkiewicz Awaria małżeńska, Wydawnictwo
Filia, s. 370
Bardzo lubię książki autorstwa Magdaleny Witkiewicz, ale "Awarii" jeszcze nie czytałam. Leży na półce i czeka na swój czas :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już kilka powieści Pani Magdy i ta również jest na celowniku ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;)
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
Ja to raczej sobie odpuszczę - nie moja działka
OdpowiedzUsuńLubię takie książki, więc to pozycja obowiązkowa dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńMoja mama śmiała się do łez! Ja czekam z lekturą, aż wyrobię się z recenzenckimi:)
OdpowiedzUsuń