Jakiś czas temu dotarłam do tego etapu w moim
książkowym życiu, w którym zrozumiałam, że nie muszę mieć na półce każdej
książki, którą chcę przeczytać. W końcu mało prawdopodobne, że dorobię się kiedyś
pokoju-biblioteki, miejsce drastycznie się kurczy, a na 32m2 ciężko
zmieścić więcej niż jeden regał (chociaż P. udowodnił, że da się ;)). Mimo to,
mam trochę tytułów kupionych pod wpływem impulsu tylko, dlatego, że były
dostępne za grosze w koszu z tanią książką. Niestety, czasami okazuje się, że
tam powinny zostać. Eros Remigiusza
Paula jest jedną z takich książek. Kupiony sto lat temu, odstał swoje na półce,
a teraz żałuję każdej minuty, którą straciłam na lekturę.
Bohaterem Erosa
jest Dawid Zucker , Amerykanin o niemieckich korzeniach, profesor
(neuro?)biologii, który wybiera się do Berlina na konferencję naukową. Dawid
postanawia polecieć do Berlina wcześniej żeby „zaszaleć”. Bohater zamierza też
wybrać się do dzielnicy, w której mieszkali niegdyś jego rodzice żeby zrobić
dla niech zdjęcia. I tak poznaje Julie, która przez przypadek mieszka w
przedwojennym mieszkaniu jego matki. Dziewczyna jest oczywiście niezwykle
piękna, a dodatkowo okazuje się, że prowadzi terapie rozmową, co niezwykle
fascynuje naszego bohatera. Dawid postanawia, więc udawać kogoś innego i umówić
się z Julie na seans terapeutyczny.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o fabułę.
Od momentu, kiedy Dawid zjawia się u Julie do końca książki otrzymujemy
filozoficzny bełkot, który ma nam udowodnić, że każdy jest na swój sposób mądry
i niezwykły, bo nie sposób posiąść wiedzy całego świata, a w ogóle to Bóg
istnieje i jest najlepszy i najmądrzejszy. Filozoficzne wywody Julie przerywane
są wewnętrznymi monologami Dawida, który na zmianę myśli o tym jak zajrzeć jej
głębiej w dekolt i o tym, jaką jest głupiutką dziewuszką.
No i jeszcze scenę finałowa, z której wynika,
że mężczyźni są głupkami, którzy myślą tylko o seksie, więc żeby przekazać im
jakąś „wyższą prawdę” trzeba im postawić na drodze piękną dziewczynę, bo tylko
jej posłuchają. Ah, przepraszam! Ewentualnie można wykorzystać wyimaginowanego
brata bliźniaka. W końcu każdy facet musi mieć takiego, żeby, z kim porozmawiać,
napić się alkoholu i polać po mordach.
Żeby to jeszcze było dobrze napisane, ale
nie! Język potoczny, który w ogóle nie pasował do kontekstu i postaci,
przemieszany z językiem naukowym i bełkotem filozoficzno-religijnym. Zdania skonstruowane
tak, że musiałam je czytać po kilka razy żeby zrozumieć, co autor miał na
myśli. 226 stron męki.
Serio,
dawno nie czytałam takiego gniota. Nie pamiętam, co mnie podkusiło, żeby kupić
tę książkę, ale podejrzewam, że fakt, iż autor pochodzi z mojego rodzinnego
Elbląga. Jeśli miłe Wam jest Wasze zdrowie psychiczne omijajcie Erosa szerokim łukiem.
PS. Macie jakieś pomysły, co
zrobić z taką książką żeby nie zalegała na półce? Pomyślałam o oddaniu jej do
jakiejś biblioteki, wymianie, postawieniu na półce bookcrossingowej, ale z
drugiej strony nie mam serca skazywać kogoś na tę lekturę…
Remigiusz
Paul Eros, Czytelnik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz