niedziela, 15 listopada 2015

Remigiusz Paul "Eros"


Jakiś czas temu dotarłam do tego etapu w moim książkowym życiu, w którym zrozumiałam, że nie muszę mieć na półce każdej książki, którą chcę przeczytać. W końcu mało prawdopodobne, że dorobię się kiedyś pokoju-biblioteki, miejsce drastycznie się kurczy, a na 32m2 ciężko zmieścić więcej niż jeden regał (chociaż P. udowodnił, że da się ;)). Mimo to, mam trochę tytułów kupionych pod wpływem impulsu tylko, dlatego, że były dostępne za grosze w koszu z tanią książką. Niestety, czasami okazuje się, że tam powinny zostać. Eros Remigiusza Paula jest jedną z takich książek. Kupiony sto lat temu, odstał swoje na półce, a teraz żałuję każdej minuty, którą straciłam na lekturę.
Bohaterem Erosa jest Dawid Zucker , Amerykanin o niemieckich korzeniach, profesor (neuro?)biologii, który wybiera się do Berlina na konferencję naukową. Dawid postanawia polecieć do Berlina wcześniej żeby „zaszaleć”. Bohater zamierza też wybrać się do dzielnicy, w której mieszkali niegdyś jego rodzice żeby zrobić dla niech zdjęcia. I tak poznaje Julie, która przez przypadek mieszka w przedwojennym mieszkaniu jego matki. Dziewczyna jest oczywiście niezwykle piękna, a dodatkowo okazuje się, że prowadzi terapie rozmową, co niezwykle fascynuje naszego bohatera. Dawid postanawia, więc udawać kogoś innego i umówić się z Julie na seans terapeutyczny.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o fabułę. Od momentu, kiedy Dawid zjawia się u Julie do końca książki otrzymujemy filozoficzny bełkot, który ma nam udowodnić, że każdy jest na swój sposób mądry i niezwykły, bo nie sposób posiąść wiedzy całego świata, a w ogóle to Bóg istnieje i jest najlepszy i najmądrzejszy. Filozoficzne wywody Julie przerywane są wewnętrznymi monologami Dawida, który na zmianę myśli o tym jak zajrzeć jej głębiej w dekolt i o tym, jaką jest głupiutką dziewuszką.
No i jeszcze scenę finałowa, z której wynika, że mężczyźni są głupkami, którzy myślą tylko o seksie, więc żeby przekazać im jakąś „wyższą prawdę” trzeba im postawić na drodze piękną dziewczynę, bo tylko jej posłuchają. Ah, przepraszam! Ewentualnie można wykorzystać wyimaginowanego brata bliźniaka. W końcu każdy facet musi mieć takiego, żeby, z kim porozmawiać, napić się alkoholu i polać po mordach.
Żeby to jeszcze było dobrze napisane, ale nie! Język potoczny, który w ogóle nie pasował do kontekstu i postaci, przemieszany z językiem naukowym i bełkotem filozoficzno-religijnym. Zdania skonstruowane tak, że musiałam je czytać po kilka razy żeby zrozumieć, co autor miał na myśli. 226 stron męki.
Serio, dawno nie czytałam takiego gniota. Nie pamiętam, co mnie podkusiło, żeby kupić tę książkę, ale podejrzewam, że fakt, iż autor pochodzi z mojego rodzinnego Elbląga. Jeśli miłe Wam jest Wasze zdrowie psychiczne omijajcie Erosa szerokim łukiem.
PS. Macie jakieś pomysły, co zrobić z taką książką żeby nie zalegała na półce? Pomyślałam o oddaniu jej do jakiejś biblioteki, wymianie, postawieniu na półce bookcrossingowej, ale z drugiej strony nie mam serca skazywać kogoś na tę lekturę…


Remigiusz Paul Eros, Czytelnik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz