Zaczynam
pisać tę recenzję po raz trzeci i zastanawiam się czy naprawdę ta książka, jest
warta takiego wysiłku. Najpierw napisałam kilka zdań, stwierdziłam, że nie mam
weny, są bez sensu i usunęłam. Jakiś czas później napisałam 1/3 tekstu, ale
miałam inną robotę i zostawiłam recenzję do dokończenia kiedyś tam. Teraz
siadam, chcę kończyć i co? I nie ma! Wyparowała! Eh.
Wracając
do książki. Wydawać by się mogło, że schowana za uroczą okładką historia
opowiadająca o kulisach powstania jednego z najbardziej znanych dzieł
literatury brytyjskiej – Alicji w krainie czarów, do tego napisana przez
prawnuczkę słynnej Alicji, to gotowy przepis na sukces. Wyszła z tego książka
zwyczajna, którą można przeczytać, ale niestety nie zapada ona szczególnie w
pamięć.
Głównymi
bohaterami powieści Tait nie są ani Alicja Liddell i jej siostry, ani Lewis Carroll
(czy też raczej Charles Dodgson), tylko Maria Prickett, guwernantka dziewczynek.
Kiedy zahukana i zdewociała Maria otrzymuje posadę w domu dziekana Liddella
wydaje jej się, że złapała Pana Boga za nogi. Mając 28 lat i będąc panną,
dziewczyna myślała, że wejdzie do lepszego świata, znajdzie męża i będzie
szanowaną osobą w towarzystwie. Szybko czekało ją rozczarowanie - nie rozumiała
zwyczajów wyższej sfery, była niezauważana, trochę pogardzana. Jej jedyną pociechą
były spotkania z panem Dodgsonem, który często odwiedzał dom Liddellów żeby
robić zdjęcia dziewczynkom.
Relacja
Marii wobec podopiecznych i wielebnego Dodgsona jest głównym wątkiem tej
powieści. To, co ciekawe, czyli powstanie Alicji
w krainie czarów i okoliczności, które doprowadziły do jej wydania, są
jedynie tłem, któremu poświęcone jest niewiele miejsca. Ze względu na założenia
fabuły, która miała ukazać „spór” Marii i Alicji o pana Dodgsona, autorka trochę
mocniej dotknęła problemu relacji Lewisa Carrolla i dziewczynki. Nadal jest to
jednak problem jedynie zarysowany, który mógłby być bardziej rozwinięty.
Oczywiście,
można docenić wszelkiego rodzaju mrugnięcia okiem i nawiązania do treści Alicji w krainie czarów. Nie jest to
jednak taki smaczek, który zmieniłby diametralnie odbiór całości. Powieść czyta
się dość szybko, dzięki czemu nie stracimy dużo czasu na przeciętną lekturą.
Vanessa Tait Dom po
drugiej stronie lustra, Czwarta Strona, s. 352
Jakoś średnio przypadła mi do gustu, ale nie była też totalną klapą. :)
OdpowiedzUsuń