Jako wierna fanka serialu Bones, nie mogłam przejść obojętnie obok
książki, której głównym bohaterem jest antropolog sądowy. Dlatego, kiedy naszła
mnie ochota na jakiś kryminał lub thriller, bez zastanowienia wypożyczyłam z
biblioteki pierwszy tom serii o dr Davidzie Hunterze.
David Hunter
przyjeżdża do małej wioski Manham z Londynu aby objąć posadę lokalnego lekarza.
Poprzedni lekarz w wyniku wypadku samochodowego porusza się na wózku i nie jest
w stanie poradzić sobie ze wszystkimi pacjentami. David zadomawia się w Manham,
kupuje dom i cały czas stara się zapomnieć o przeszłości (o której przez długi
czas nie wiemy zbyt wiele). I wszystko toczyłoby się po jego myśli gdyby dwóch
miejscowych chłopców nie znalazło w lesie zwłok. Kiedy prowadzący śledztwo
detektyw dowiaduje się czym parał się Hunter przed przyjazdem na prowincję
wciąga go w śledztwo. Robi się coraz goręcej kiedy giną następne kobiety, w tym
jedna dość bliska sercu naszego doktora.
Równocześnie z
rozwojem śledztwa możemy obserwować zmiany, jakie zachodzą w niewielkiej
społeczności w obliczu takich niezwykłych wydarzeń. Strach, kiedy okazuje się,
że ktoś porywa członków ich społeczności czy nieufność gdy policja stwierdza,
że mordercą jest ktoś spośród mieszkańców miasteczka, to dopiero początek. Do
tego dochodzi łatwość z jaką lokalny pastor manipuluje mieszkańcami Manhami w
obliczu kryzysu.
Dr
Hunter jest nie tylko bohaterem, ale i narratorem Chemii śmierci. To z jego perspektywy poznajemy większość zdarzeń,
które miały miejsce w Manham. Trochę denerwujące były dla mnie wstawki w stylu
„znalazła martwego królika co świadczyło o tym, że grasuje tu jakiś
zwyrodnialec, ale wtedy jeszcze tego nie
wiedzieliśmy*”.
Jeszcze
zanim dotarłam do połowy książki miałam wytypowanego mordercę, chociaż nie
umiałam wytłumaczyć dlaczego to miałaby być ta postać i jakie były jej
motywacje. Mam dość dobre przeczucie, jeżeli chodzi o obstawianie morderców (co
strasznie denerwuje mojego narzeczonego jak oglądamy filmy), ale moje
podejrzenie sprawdziło się tylko częściowo. To czego nie odgadłam było naprawdę
zaskakujące i nie spodziewałam się takiego wyjaśnienia sprawy (kto już czytał
tę powieść, powinien zrozumieć o czym mówię).
Nie
powiem, że jest to jakiś super wybitny kryminał, ale spędziłam z nim dwa
sympatyczne wieczory, czytałam z zaciekawieniem i ostatecznie zakończenie mnie
zaskoczyło (co bardzo cenię w powieściach tego typu). Gdyby nie to, że po
następne tomy biblioteczne ustawiła się już kolejka, na pewno czytałabym już Zapisane w kościach. A to, że czytelnik
do razu chce znać dalsze losy bohaterów jest chyba całkiem niezłą rekomendacją.
*to nie jest dosłowny cytat
Simon Beckett Chemia śmierci, Wydawnictwo Amber, s. 246
Słyszałam już parę razy, że to całkiem przyjemna książka do przeczytania. Ostatnio mam ochotę właśnie na takie historie kryminalne, z tajemnicą. Może sięgnę też w końcu po to!
OdpowiedzUsuń