Po raz pierwszy o Alku
Rogozińskim usłyszałam na spotkaniu blogerów w Sopocie w 2015 roku. Jakoś wtedy
wychodziła jego druga książka Morderstwo
na Korfu, a niektórzy z uczestników spotkania znali też jego debiut. Zresztą
sam autor pojawił się w Sopocie. Od tego czasu gdzieś tam z boku obserwuję
działalność pisarza, który szybko rozkręcił się i stał się ulubieńcem wielu
czytelników.
Trochę się wstrzymywałam z
sięgnięciem po książki Alka. Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego, chyba wolę
takie „prawdziwe”, mroczne kryminały, niż komedie kryminalne. Z drugiej strony
jak już sięgam po taką komedię kryminalną właściwie zawsze jestem zadowolona. No,
więc kiedy całą czytelniczą część Polski opanowało Do trzech razy śmierć, stwierdziłam, że koniec tego odwlekania, a
trochę lżejszej rozrywki będzie mile widziane.
Kasia i Darek są małżeństwem
z kilkuletnim stażem. Minął już czas, kiedy nie mogli bez siebie żyć.
Najchętniej by się rozwiedli, ale nie mogą, bo wtedy stracą możliwość
odziedziczenia ogromnego majątku po kasinej babci. A jak nie oni, to spadek
dostanie mała katolicka parafia na amerykańskim wygwizdowie. Żeby dostać
pieniądze małżeństwo musi doczekać się potomka. No chyba, że wcześniej jedno z
nich umrze. Obydwoje postanawiają, więc podjąć kroki niezbędne do pozbycia się
drugiego. I pewnie wszystko poszłoby po myśli jednego, albo drugiego gdyby nie
fakt, że do polowania na pieniądze włączyły się amerykańskie zakonnice z
zamiłowaniem do broni palnej. Jakby tego było mało, Darek prowadził podejrzane
interesy z lokalnym gangsterem, który właśnie teraz postanowił doprowadzić
swoje sprawy do końca.
Jak to się dobrze czyta!
Cholernie szybko i z uśmiechem na ustach (chociaż bez wybuchów śmiechu, o
których czytałam na innych blogach). Na koniec okazuje się, że wszyscy są ze
sobą jakoś powiązani, a człowiek kręci z głową z niedowierzaniem, z jakim
pomysłem jest to zrobione (najbardziej mi się podobał motyw z harcerką!). Nie
do końca przekonały mnie dziwne zakonnice, brakowało mi jakiegoś wyjaśnienia na
koniec, kim one właściwie były. Rozumiem jednak ich rolę, bez tego ciężko
byłoby tak namieszać w fabule, więc przymykam oko.
Książkę zaczęłam czytać
późnym wieczorem i całkowicie odeszła mi ochota na sen. Dobrze, że byłam wtedy
sama w domu i rano mogłam spędzić kilka godzin w łóżku czytając nie myśląc o
tym, że trzeba zrobić obiad czy wyjść po chleb. Przednia rozrywka, polecam z
czystym sercem.
Na koniec zwrócę jeszcze uwagę
na coś, o czym chyba nikt nie pisał. O czym w ogóle rzadko ludzie mówią w
kontekście książek. Chodzi mi o okładkę. Bo w końcu nie oceniaj książki po okładce. No, ale nie podoba mi się! Nie
jestem specem od fotografii, ale naprawdę widzę te malutkie modelinowe buciki i
pistolecik, i tą nałożoną w Photoshopie paćkę krwi. Nie dało się tego jakoś
zrobić z prawdziwymi przedmiotami? Fajnie, że kolejne książki mają spójną szatę
graficzną, ale jednak grafik się nie popisał.
Alek Rogoziński Jak Cię zabić, Kochanie?, Wydawnictwo Filia, s.336
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz