niedziela, 3 lipca 2016

Wywody booki na temat sztuki #3 Brescia. Renesans na północy Włoch, Muzeum Narodowe w Warszawie


Gdy tylko usłyszałam o otwarciu nowej wystawy w Muzeum Narodowym w Warszawie od razu zaczęłam planować wyjazd. Wystarczyło mi jedno nazwisko w zapowiedziach – Tycjan. Na wystawie byłam jakiś tydzień po otwarciu, więc minęło już trochę czasu, emocje ostygły i mogę na chłodno napisać o pozytywach i negatywach ekspozycji Brescia. Renesans na północy Włoch. Moretto, Savoldo, Moroni, Rafael, Tycjan, Lotto.

Kilka słów teorii

Za folderem towarzyszącym wystawie: „Głównym tematem wystawy jest renesansowe malarstwo północnych Włoch, przede wszystkim malarstwo Brescii, miasta położonego w połowie drogi między Wenecją a Mediolanem (…). Swoistość stylu lokalni artyści kształtowali poprzez przyjmowanie i odrzucanie impulsów z obu tych potężnych ośrodków, ale także poprzez dialog ze sztuką florencką i rzymską oraz sztuką północnej Europy.”

To było nawet ładne.
Dosso Dossi, Madonna z Dzieciątkiem i świętym Janem Chrzcicielem, ok 1525
Wystawa zajmuje 7 sal, w których umieszczono ok. 50 obrazów, meble, rzeźby, monety, naczynia i zbroje.

Pierwsze wrażenie

Ok, może nie jestem specjalistką od malarstwa. Zarówno moja praca licencjacka, jak i magisterska dotyczą architektury, mogłabym zajmować się rzemiosłem artystycznym. Na malarstwie znam się na tyle, ile wymagały tego ode mnie studia. Wiem jednak, co mi się podoba, a co nie. Na niektóre obrazy mogłabym patrzeć godzinami (Siemiradzki love!), obok innych przechodzę z obojętnością albo przyglądam się im tylko dlatego, że są autorstwa znanego artysty.

Rafael, Chrystus błogosławiący, ok 1505-1506
Na wystawie Brescia większość obrazów mijałam dość szybko. Mimo, że zaczynamy z grubej rury – od obrazu Rafaela, a po drodze znajduje się kilka płócien, przy których zatrzymałam się na dłużej, całość nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia. Nawet Tycjan, na którego czekałam, był średni.

Szczerze mówiąc, jest to chyba najsłabsza, w moim odczuciu, wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie, którą widziałam. I nie tylko, jeżeli chodzi o same obrazy.

Co się stało?

Jak już kiedyś wspominałam oświetlenie obrazów jest problemem muzeów na całym świecie. W Warszawie sale ekspozycyjne nie mają okien, co jest dużym plusem - nie ma nigdzie słońca odbijającego się od werniksu albo szkła, za którym umieszczone są obrazy. Do tej pory oświetlenie sztuczne było tak ustawione, że spokojnie można było zobaczyć każdy obraz. Tym razem coś poszło nie tak i połowy eksponatów, szczególnie tych wielkoformatowych, nie dało się obejrzeć.

To co najpiękniejsze w tym obrazie, to w czym widać kunszt Tycjana, czyli materiał w tle, jest niewidoczne bo się światło odbija...
Tycjan, Portret Gabriela de Luetz, ok. 1541-1543 (?)
Jeszcze gorzej miała się sprawa z podpisami dzieł. Eh, co tu dużo mówić, sami zobaczcie.

Czytelności podpisów nawet nie chce mi się komentować...
Na wystawie malarstwa, najlepsze było… rzemiosło

Jest jednak coś, co mnie zachwyciło. Szklane naczynia i meble, które uzupełniały ekspozycję były po prostu piękne. Nic nie sprawiło mi takiej przyjemności jak przyglądanie się paterze w kształcie muszli czy dzbankowi, którego ucho było zwieńczone zwierzęcą główką.

Patera na słodycze w formie stylizowanej muszli z dekoracyjnymi okuciami, Mediolan, ok. 1600
Dlaczego nie było wielkich artystek?

Ile artystek, malarek, rzeźbiarek jesteście w stanie wymienić? A teraz zastanówcie się ile znacie nazwisk artystów płci męskiej. No właśnie. Przywołałam pytanie, które zadała kiedyś Linda Nochlin, ponieważ jest jeszcze jedna rzecz, na którą powinniście zwrócić uwagę oglądając omawianą wystawę. Mamy tutaj kilka obrazów autorstwa kobiety - Sofonisby Anguissoli (jest też obraz autorstwa jej siostry). Kobieta-malarka w tamtym okresie była zjawiskiem rzadko spotykanym, więc warto ją zapamiętać obok Artemisii Gentileschi.

Sofonisba Anguissola, Gra w szachy, 1555
Czepialstwo?

Myślałam, że jestem przewrażliwiona i czepialska. Po obejrzeniu wystawy nie rozmawiałam z siostrą o moich wrażeniach, bo chciałam poznać jej opinię. Ula pojechała do Warszawy jakieś 2 tygodnie po mnie i wróciła z IDENTYCZNYMI spostrzeżeniami: złe oświetlenie, niewidoczne podpisy, niewiele obrazów, które zapadłyby w pamięć. Mimo, że mamy odmienny gust, jeżeli chodzi o malarstwo (ona nienawidzi rokoka czy Siemiradzkiego, do tego patrzy na obrazy okiem osoby, która maluje) podobały nam się te same rzeczy. Jest to dla mnie potwierdzeniem tego, że coś jednak poszło nie tak.

Całkiem ładny fresk zdjęty ze ściany.
Lattanzio Gambara, Apollo z lirą i puttem, 1557
Muzeum Narodowe w Warszawie było dla mnie wzorem jeżeli chodzi o organizację ekspozycji czasowych. Ciekawe tematy, dużo dzieł i bardzo dobre wykonanie techniczne. Nie wiem co się zadziało, przy organizacji tej wystawy, ale nie było to dobre.

Tak więc jeżeli interesuje Was malarstwo włoskie, jesteście jego koneserami to jedźcie, pewnie będziecie zadowoleni. Wystawa trwa do 28 sierpnia. Pozostali z Was niech poczekają na następną wystawę, albo wybiorą się gdzieś indziej – w końcu wybór instytucji kultury jest ogromny.

Na koniec płaskorzeźbiona płytka kości słoniowej z pięknego kabinetu, którego podpisu nie zrobiłam :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz