Jakieś dwa lata temu Polskę
ogarnęła nieprzemijająca mrozomania. Naprawdę ciężko znaleźć kogoś, kto o
Mrozie nie słyszał albo kogoś kto był niezadowolony z lektury jego licznych
powieści (chociaż znam takie przypadki!). Broniłam się długo, czekałam aż ten szał przeminie, ale w końcu, skuszona akcją CzytamPL
przeczytałam Kasację, a moją
pierwszą lekturą w 2017 roku było Zaginięcie.
W międzyczasie, dzięki Allegro i Legimi nabyłam W cieniu prawa. I pewnie do tej pory bym
go nie ruszyła, gdyby nie moja poranne gapiostwo. Wychodząc na tramwaj złapałam
aktualnie czytaną książkę, ale nie przyuważyłam że zostało tam tylko kilkanaście
stron. I tak, zanim tramwaj przyjechał, nie miałam już co czytać. Legimi
przyszło więc z ratunkiem.
No więc spodziewałam się czegoś całkiem innego. Dobrych kilka książek temu przestałam
czytać opisy nowych tytułów Mroza, dlatego kiedy okazało się, że akcja toczy
się w 1909 roku byłam mile zaskoczona. Nie jest tajemnicą, że bardzo lubię
powieści historyczne i kryminały retro więc liczyłam na dobrą zabawę.
Historia
przedstawia się mniej więcej następująco. W rezydencji Reignerów ginie dziedzic
rodu. Oskarżonym od razu zostaje Eryk Landecki, który tego dnia zaczął tam pracować
jako czyściubut. Eryk od początku wie, że ktoś chce go wrobić w zabójstwo, ale
nie rozumie kto i dlaczego. Wydaje się, że wszyscy postawili na niego i sprawa
jest przegrana. Okazało się jednak, że w Reichsentalu jest jedna osoba, której
zależy na sprawiedliwości. Sophie Mälander, narzeczona młodszego z Reignerów,
postanowiła bronić niewinnego w jej przeświadczeniu chłopaka. Ściągnęła w tym
celu do Galicji swojego dawnego przyjaciela - prawnika, sama także zaangażowała
się w śledztwo. Nie powiem Wam oczywiście, jak potoczą się losy Eryka, jego
nowej przyjaciółki i prawnika, zdradzę jednak, że sprawa śmierci Julisa to
dopiero początek.
Można
powiedzieć, że książka ma dwie części. Pierwsza dotyczy opisanej powyżej sprawy
Eryka, próby jego uwolnienia i dowiedzenia się kto i dlaczego chce wrobić
chłopaka. W drugiej części bohaterowie dążą do zemsty i stają w obliczu jej
konsekwencji. Wyraźnie widać przeskok między tymi częściami i mimo, że
ostatecznie łączą się w jedną powieść, miałam wrażenie, jakby to były dwie
osobne historie połączone ze sobą później.
Jak
to u Mroza, czytało mi się tą powieść dobrze i szybko. Szczególnie pierwszą
część, kiedy chciałam się dowiedzieć kto i za co uwziął się na młodego
czyścibuta. Potem było już mniej tajemniczo i emocjonująco, a główny plot twist
nie był trudny do odgadnięcia. Może to problem tego, że część pierwsza to
typowy kryminał, do jakiego autor nas przyzwyczaił, a część druga miała być
bardziej sagą rodziny co chyba nie do końca się sprawdziło. Przy czym, to nie
tak, że przez to straciłam przyjemność z czytania. Doczytałam do końca, mimo że
obyło się bez tego „wooooow” na zamknięciu, z którego Mróz jest już znany.
No
i jeszcze na koniec, coś czego nie mogę przeżyć, w kontekście szerszym niż
tylko ta książka. Coś co mnie mierziło do tego stopnia, że potem czytając Zaginięcie zwracałam na to uwagę. Mróz
na problem z bąkaniem! Wiecie, bąkać oznacza powiedzieć coś krótko, cicho i niepewnie. A u Mroza wszyscy bąkają
i odbąkują! Tacy Reignerowie na przykład, ostatnie co można o nich powiedzieć
to to, że są potulni, dyskutując ze sobą bąkają! Chyłka opieprzając Zordona bąka!
Ja rozumiem, synonimy, nie mogą wszyscy mówić czy odpowiadać, ale bąkanie
naprawdę tutaj nie pasuje jako zamiennik! Ale więcej o bąkaniu, na konkretnych
przykładach będzie przy Zaginięciu.
Remigiusz Mróz W
cieniu prawa, Czwarta Strona, s.536
Czeka w kolejce tak jak i reszta powieści Mroza. Najpierw jednak pierwszeństwo ma Kasacja
OdpowiedzUsuńA z tym bąkaniem coś jest! Bo też to zauważyłam w jego innych książkach
Zostaję na dłużej, obserwuję i uwielbiam nazwę twojego bloga <3
Pozdrawiam
To Read Or Not To Read
Ciężko się z Tobą nie zgodzić, o Mrozie słyszy się dużo. To dość interesujące, że tak młody autor ma już w swoim dorobku wiele książek i, patrząc po ocenach na LC, jest dobrym pisarzem. Niestety, recenzje nie zachęcają do sięgnięcia akurat po "W cieniu prawa", natomiast przeczytałam Twoją inną recenzję książki Mroza ("Kasacja") i tam sprawa wygląda zgoła inaczej. Rozbawił mnie ostatni akapit! Faktycznie, bąknięcia powinny się pojawiać w dialogach znaaacznie rzadziej.
OdpowiedzUsuńPozwoliłam sobie także skomentować jeden z poprzednich wpisów, a na ten moment pozdrawiam :)
Czytanie nie boli