Nigdy nie miałam ciśnienia na postanowienia noworoczne i różnego
rodzaju wyzwania czytelnicze. Mimo to, z zaciekawieniem czytam różne listy i
relacje innych osób, które decydują się na udział w takich wyzwaniach.
W 2014 roku chciałam, z czystej
ciekawości, sprawdzić czy uda mi się zrealizować wyzwanie „przeczytaj tyle, ile
masz wzrostu” (osoby, które nie orientują się o co chodzi albo zastanawiają się
jak liczyć ebooki, odsyłam do stosownego artykułu). Traktowałam
to tylko i wyłącznie jak zabawę i przy wyborze książek nie kierowałam się ich
grubością. Jasne, mogłabym wybierać same buchy po 900 stron i szybko ukończyć
zadanie, ale przecież nie o to chodzi. Tym samym w poprzednim roku udało mi się
przeczytać ok. 1 metra książek, co stanowi 2/3 mojego wzrostu. Nie udało się, i
co z tego? W 2015 roku nadal będę mierzyć czytane książki, może się uda. A jak
nie, to trudno. Przecież to niczego nie zmieni.
Ja jednak nie biorę udziału w żadnych wyzwaniach ;) Nie przepadam za wyzwaniami ;)
OdpowiedzUsuń163 cm? challenge accepted! :)
OdpowiedzUsuńmetr to świetny wynik
Wszystkiego cudownego!:}
Nieśmiało zapraszam, raczkuję więc będzie mi miło:)
http://odkrywajacksiazki.blogspot.com
Najlepsze życzenia w nowym roku!
OdpowiedzUsuńW wyzwaniu ważniejsze jest samo jego podjęcie, niż ostateczny wynik.
A grafika jest przewspaniała! (:
Myślałam ,ze trzeba przeczytać tyle ksiązek ile ma sie centymetrów i sie przeraziłam ...
OdpowiedzUsuń