Pytanie z tytułu napisałam pół-żartem, pół-serio. Ale pisząc dalej, uświadomiłam sobie, że jest w nim więcej prawdy niż zakładałam.
Słowem wstępu: działo się tak dużo, że człowiek nie był w stanie ogarnąć wszystkiego, dlatego moje refleksje dotyczą warsztatów/paneli/wykładów, w których uczestniczyłam. Być może na innych było lepiej/gorzej.
CO ZAWIODŁO?
1) Trochę organizacja. Już przed imprezą zauważyłam, że rozmach imprezy przerasta organizatorów. Opóźnienia w informacji, zamieszanie z biletami na Pendolino, zapisy na warsztaty (podział strefami, a nie ułożenie chronologiczne sprzyjało pogubieniu się, dodatkowe zapisy na wolne miejsca przez wiadomości na fb przez co próbowały zapisać się osoby, które nie były uczestnikami całej imprezy...).
Na samej imprezie też można było zauważyć, że nikt nie pomyślał o tym, że pomiędzy warsztatami musi być chociaż krótka przerwa. Jeżeli strefa 'fashion and beauty' zajmuje jedną salę, a każdy warsztat prowadzi inna firma, to wiadomo że potrzeba czasu pomiędzy nimi żeby przygotować salę. Doszło do tego, że warsztaty z Akademią Burdy rozpoczęły się chyba z półgodzinnym opóźnieniem. A przecież zaraz po ich planowym zakończeniu trzeba było lecieć na następne zajęcia.
2) Za dużo się działo. Jasne, z jednej strony to plus bo każdy uczestnik, zarówno początkujący, jak i stary wyjadacz blogosfery, niezależnie od tematyki prowadzonego bloga, mógł znaleźć coś dla siebie, nawet jeśli nie do końca pokrewne tematycznie z blogiem. Ale było tego ZA DUŻO. Nie było opcji żeby skorzystać ze wszystkich atrakcji. Szczególnie problematyczne było pogodzenie warsztatów z poszczególnych stref, z wykładami i panelami strefy ogólnej.
3) Niektóre warsztaty. Ja akurat skupiłam się na strefie kosmetykowo-ciuchowej (no cóż, kulturalnej nie było). Domyślam się, że ciężko wymyślić formę warsztatów, na których ma zaprezentować się firma kosmetyczna. Można zrobić pokaz makijażu, można dać tysiąc kremów do powąchania i wypróbowania. I tak robiono. Tyle że po trzecim kremie się już pogubiłam co teraz dostanę, a po dziesiątym zabrakło mi miejsca do smarowania na rękach.
Jeszcze gorzej wypadły warsztaty z Burdą, które nazywały się "Dawne rzemiosła współczesnymi pasjami". Prowadzone przez dziewczynę, która nie ma pojęcia o szyciu, polegały na przerysowaniu i wycięciu jednego wykroju z Burdy. To czego nauczyłam się przez tę godzinę zawdzięczam jedynie Kulce Szpulce, która wytłumaczyła mi jak działają te wykroje.
4) Cały czas mało mówi się o kulturze. Przez te dwa dni temu zagadnieniu poświęcono jeden panel dyskusyjny, na który dodatkowo się spóźniłam bo była obsuwa w innej strefie.
5) Trochę ja sama. Znowu nie udało mi się pokonać tego dzikusa, który siedzi w środku i nie umiałam odnaleźć się wśród tylu ludzi. Nie odważyłam się nawet podejść i przywitać z tymi "wielkimi" blogerami, których czytam i strasznie chciałabym poznać (Zwierz Popkulturalny, Paweł Opydo, Kominek aka Jason Hunt czy Paulina Wnuk). Poza tym przez brak czasu i nazw blogów na identyfikatorach nie udało mi się złapać i poznać innych blogerów książkowych, których było tym razem sporo. Janek z Tramwaju nr 4 mignął mi gdzieś w biegu na korytarzu, za Jarką z Jarowych Bazgrołów rozglądałam się dwa dni (nie tylko dla zakładek!) i nie mogłam jej dojrzeć, a o tym, że Asia z Book me a cookie siedziała na tych samych warsztatów z Radzką w rzędzie obok, dowiedziałam się z Instagrama dwa dni po fakcie.
6) Znowu ominęła mnie impreza integracyjna. Ale jeśli uda mi się być na kolejnej edycji to nie odpuszczę (obiecuję Agnieszka!).
CO ZACHWYCIŁO?
1) Warsztaty kulinarne. Nie jestem super-mega-wypas kucharką, ale gotowanie i pieczenie sprawia mi przyjemność i lubię próbować nowych rzeczy. Dlatego każdą wolną chwilę poświęciłam kręceniu się po strefie cookingowej.
Pierwszą rzeczą, która rozłożyła mnie na łopatki były pokazy kuchni molekularnej prowadzone przez Marco Blue. Lody borowikowe z tymiankiem? Kawior z kawy? Spaghetti z moreli? Wszystko to da się zrobić w kilka minut przy pomocy kilku odczynników chemicznych i suchego lodu. Szczękę zbierałam z ziemi. Osobiście mieszałam lody... z wódki owocowej. Jasne, można powiedzieć, że to jest zabawa, a nie gotowanie, ale strasznie to efektowne i ciekawe.
Zaraz po tym wpadłam zajrzeć do kuchni Simensa, w której, mimo że nie byłam zapisana, załapałam się na warsztaty z Josephem Seeletso, pod okiem którego usmażyłam steka! ;)
Zdjęcie zawdzięczam Agnieszce z zielonej cytryny :) |
2) Wykłady i panele dyskusyjne strefy ogólnej. Udało mi się załapać na prezentację Pawła Opydo (do odsłuchania i obejrzenia tu) i Jasona Hunta. O ile wiedziałam, że Pawła słucha się bardzo dobrze (wszystkim polecam podcasty Zombie vs. Zwierz), to zaskoczyło mnie to, że bardzo dobrze słuchało mi się Kominka. Generalnie czytam jego bloga, obserwuję na fejsie, na instagramie, ale raczej dlatego, że nie wypada go nie znać niż z jakiejś wielkiej miłości (no chyba, że do Piesi). A tu okazało, że ma strasznie przyjemny głos i dobrze mi się go słuchało (to, że niewiele z jego prezentacji wyciągnę dla siebie to inna sprawa).
3) Mimo, że nie poznałam nikogo osobiście wiem, że blogosfera książkowa była tym razem dość mocno (jak na takie imprezy) reprezentowana. Strasznie to cieszy!
INNE REFLEKSJE
1) Mimo, że było nas książkowych więcej, cały czas, wśród blogerów z którymi rozmawiałam, budziła zdziwienie i zainteresowanie tematyka mojego bloga. I zawsze towarzyszył temu komentarz "ale Ty musisz dużo czytać!" :D
2) Mam wrażenie, że tegoroczną edycję zdominowała ekipa z blogów parentingowych. Była ich MASA. A do niedawna nawet nie zdawałam sobie sprawy z istnienia takich blogów...
3) Cały czas kładziony był nacisk na przekierowanie uwagi z bloga jako platformy na inne kanały komunikacji z odbiorcami. Zdecydowanie królował Snapchat (czuje kolejną falę popularności tej platformy w Polsce).
PODSUMOWUJĄC
No nie było idealnie. Pewnie za jakiś czas nie będę pamiętać na co właściwie narzekałam. Nauczyłam się mniej niż na poprzedniej edycji, a mimo to spędziłam czas dużo bardziej aktywnie. Jako kobieta cieszę się ze wszystkich kosmetycznych darów losu, które dostałam, a było tego całkiem sporo.
Mimo tego narzekania, cieszę się, że mogłam brać udział w letniej edycji See Bloggers. Na pewno zgłoszę się na następna edycję. Żeby znowu poczuć ten klimat, żeby znowu poczuć że trzeba wziąć dupę w troki i ogarnąć się z blogiem. Żeby zobaczyć jak tym razem poradzą sobie organizatorzy.