Jestem książkową sroką. Jeżeli tylko wpadnie mi w oko
okładka książki to choćby była totalnie nie w mojej tematyce będą ją oglądać i
zastanawiać się, czy jej nie przeczytać. Droga
do domu nie wylądowała na mojej liście książek „do przeczytania” od razu.
Oczywiście stwierdziłam „O MÓJ BOŻE, JAKA ŁADNA!”, ale dopiero po kilku dość
entuzjastycznych recenzjach dopisałam się do listy oczekujących w bibliotece i
zabrałam ją na wakacje. Niestety, Roztocze zupełnie nie pasuje klimatem do
afrykańskiej opowieści (też tak macie, że miejsce, w którym czytacie musi
chociaż trochę pasować do klimatu książki?), więc czytanie nie szło mi
początkowo zupełnie. Ale wróciłam do domu, usiadłam i czytałam, czytałam i
naczytać się nie mogłam (nie żeby Gdańsk był bardziej afrykański od Roztocza
:D).
Droga
do domu jest historią rodzinną obejmującą kilka pokoleń od XVII
wieku do czasów współczesnych. Historia rozpoczyna się od urodzonej podczas
burzy Effi. To ona, wydana za mąż z Anglika z pobliskiej twierdzy Cape Coast,
będzie protoplastką afrykańskiej gałęzi rodu. Równolegle poznajemy los Esi,
niewolnicy, która początkowo więziona w Cape Coast, zostaje sprzedana i
wywieziona do Ameryki. Effia i Esi są przyrodnimi siostrami, córkami jednej
matki, chociaż nie wiedzą o swoim istnieniu. Rozdział po rozdziale poznajemy
losy kolejnych pokoleń rodziny, naprzemiennie potomków Effi i Esi.
Effia została w Afryce, jednak przez małżeństwo z
Anglikiem została wykluczona ze społeczności swojej wioski. Jej potomkowie mają
problem z określeniem własnej tożsamości, nie są ani w pełni członkami
plemienia Fante, ani Anglikami. Kolejne pokolenia dążą do akceptacji przez
rdzennych mieszkańców, ale zarówno ich jaśniejszy kolor skóry, jak i decyzje,
które podejmują rodzą trudne do ominięcia przeszkody. Kiedy do tego dojdzie
wojna między plemionami Asante i Fante, w której bohaterowie pełnią niemałą
rolę, możemy spodziewać się zawiłych i nierzadko tragicznych losów jej
potomków.
Esi z kolei, została sprzedana, jako niewolnica i
wywieziona do Ameryki. Historie jej potomków to klasyczna opowieść o
niewolnictwie w Stanach Zjednoczonych – praca na plantacjach i w kopalni, źli i
dobrzy właściciele, ale także problemy, które spotykały wolnych czarnoskórych.
Powiedziałabym, że jest to książka nierówna. O ile
historię Effi i jej potomków czytało mi się znakomicie, o tyle część
amerykańska była trochę… no nie wiem, zbyt męczeńska? Wydaje mi się, że można
opowiadać o niewolnictwie i segregacji rasowej w trochę inny sposób. Tak jak w Służących czy Sekretnym życiu pszczół. Tutaj dostajemy trochę patelnią w łeb,
podział jest oczywisty i wyraźny, świat jest czarno-biały (niezamierzona gra
słów).
Tuż po tym jak skończyłam lekturę natrafiłam na średnio
zachwycone głosy znajomych blogerów. Że niektóre wątki potraktowane skrótowo,
że przeskoki między postaciami są męczące i nużące, że niby mówi o
niewolnictwie, ale ostatecznie nic z niej nie wynika albo, że autorka idzie do
przodu, w ogóle nie oglądając się na bohaterów, których już zostawiła. Przez te
głosy, długo nie mogłam się zebrać z pisaniem o tej książce.
Bo w sumie to wszystko jest prawdą. Ale mimo to, Droga do domu bardzo mi się podobała.
Nie powiedziałabym, że to guilty plesure,
to nie jest zła powieść. Wydaje mi się, że autorka chciała za dużo i ilość
materiału ją przerosła, stąd niedociągnięcia i lekki niedosyt. Mimo to, uważam,
że jest to całkiem niezły debiut.
Yaa
Gyasi Droga do domu, Wydawnictwo
Literackie, s. 408