Strony

piątek, 26 września 2014

Krystyna Janda „Różowe tabletki na uspokojenie"


Kupiłam tę książkę jako dodatek do jakiegoś zamówienia, żeby dobić do kwoty z darmową wysyłką (lepiej zapłacić 20 zł na dodatkową książkę, niż 15 za wysyłkę, nie?). Kiedy kończyłam Lawendowy pokój, nagle, ni stąd ni zowąd, przypomniałam sobie o tej książce i wiedziałam że musi być następną, którą przeczytam.
Różowe tabletki to zbiór esejów pisanych przez znaną wszystkim aktorkę, Krystynę Jandę, i publikowanych na łamach Urody i Pani w latach 1996-2002. To moja pierwsza styczność z tekstami pisanymi przez Jandę, stąd nie wiedziałam czego się spodziewać, w jaki sposób aktorka pisze. Sama mówi, że bardzo lubi pisanie, sprawia jej to radość i wiele razy słyszała, że robi to dobrze.
Felietony z definicji są formą osobistą, traktują często o rzeczach prywatnych, związanych z dniem codziennym. Takie też są felietony Jandy. Pisze w nich o mężu, dzieciach, starym tapczanie, psi i spotkaniach z fanami. W niektórych mówi o frustracji codziennością, w innych wyraża miłość do swojego telefonu komórkowego, a w następnym daje rady „jak być kobietą”.
Wszystkie felietony pisane są w sposób elegancki i poważny, część z przymrużeniem oka – te podobały mi się najbardziej. Szczerze uśmiałam się czytając anegdotki o Januszu Gajosie (takie rzeczy trzeba dodawać do biografii, od razu robi się ciekawiej i widać człowieka – tak a poropos Gajosa Elżbiety Baniewicz), o dziecięcej książeczce do nabożeństwa, wizycie w Izraelu czy wierze w zabobony.
Krystyna Janda jest dojrzałą, doświadczoną kobietą i do takich kobiet pisze. Myślę, że za 15-20 lat moje odczucie po lekturze wyglądałyby inaczej. Dziś, zaznaczyłam sobie kilka felietonów, które szczególnie mi się podobały, aby  kiedyś porównać sobie te wrażenia.


Krystyna Janda Różowe tabletki na uspokojenie, Wywadnictwo W.A.B., s.248

poniedziałek, 22 września 2014

Seria komiksów „Noe"

Dziś będzie trochę inaczej bo o serii czterech komiksów Noe wyreżyserowanych przez Darrena Aronofsky’ego, a narysowanych przez Niko Henrichona. Komiksy to totalnie nie moja bajka, nigdy ich nie czytałam, nie kupowałam, nie znam się po prostu. Jednakże Darren Aronofsky jest moim ulubionym reżyserem, a The Fountain jest arcydziełem filmowym (chociaż pewnie i tak go nie rozumiem ;) ). W tej sytuacji nie mogłam przejść obojętnie wobec konkursu organizowanego przed wydawnictwo Sine Qua Non, w którym można było wygrać cały komplet Noego. Udało mi się, co bardzo mnie cieszy gdyż sama bym ich pewnie nie kupiła (36,90 za tom, a czytania wszystkich czterech może na godzinę; chyba bym się zapłakała).
Wszyscy znamy biblijną historię Noego. W przeciwieństwie do innych ludzi żyje w zgodzie z Bogiem, za co zostaje nagrodzony – Bóg ostrzega go przed potopem, nakazuje zbudować arkę i umieścić na niej pary wszystkich żyjących stworzeń oraz cała rodzinę żonę i trzech synów i ich żony.
Pewnie ktoś kto pamięta tę historię jedynie z lekcji religii i polskiego w szkole nawet nie zauważy wielu różnic między wersją biblijną a komiksową. Specjalnie do tej recenzji, odświeżyłam sobie wersję z Księgi Rodzaju (co prawda w tłumaczeniu „Biblii Tysiąca Błędów”, ale myślę, że w tym wypadku nie ma większej różnicy). Zrobiłam to mając na uwadze głosy moich niektórych wierzących znajomych, który po obejrzeniu filmu byli wielce oburzeni.
Ogólny zarys historii w komiksach pokrywa się z tym biblijnym. Noe nie ma jednak bezpośredniego kontaktu z Bogiem, cała jego wiedza pochodzi z niejasnych wizji, które go nawiedzają. Bohater stwierdził więc, iż Bóg pragnie aby człowiek całkowicie wyginął, a arka jest sposobem ratunku dla zwierząt. Dlatego właśnie, tylko jego najstarszy syn, wsiada na arkę ze swoją bezpłodną żoną.
Tym, co rzuci się w oczy każdemu, jest obecność na ziemi aniołów, które po upadku człowieka postanowiły zejść z nieba, aby im pomóc, co zaowocowało utratą anielskiego wyglądu. Fakt, biegające po ziemi anielskie olbrzymy mogą być dość zaskakujące, ale na pewno urozmaicają i tak dość prostą fabułę.Największy nacisk w tej historii jest nałożony na wyrzuty sumienia, które męczą Noego, widzimy jak przygniata go waga decyzji, które musiał podjąć. Mimo to do samego końca jest wierny swoim przekonaniom. Jego determinacja w próbach zgładzenia ludzkości za wszelką cenę i efekt, który osiągnął, rodzą pytanie – czy potop, który miał oczyścić ziemię ze zła i nienawiści, faktycznie spełnił swą funkcję?
Komiksy Noe w zdecydowanie większej części są do oglądania niż czytania, obraz dominuje nad tekstem. Świat przedpotopowy wygląda jak z filmów postapokaliptycznych, zarówno kolorystycznie, jak sposobem przedstawienia (spalona ziemia, ruiny, grzejące na pomarańczowo słońce – patrząc na ilustrację czuję lecący po placach pot). Część potopowa wykorzystuje całą gamę szarości i błękitów, wśród których często ciężko dostrzec konkretne figury i postacie.

Jak już wspominałam, nie znam się na komiksach więc ciężko oceniać mi rysunek w tej serii. W moim odczuciu jest to fajny, typowo komiksowy rysunek. Każdą ilustrację dokładnie obejrzałam, wydaje mi się, że kreska Henrichona pasuje do historii, którą ilustrował.


Dla fanów Darrena Aronofsky’ego pozycja obowiązkowa. Fani komiksów na pewno już znają. A osobom, które nie lubią historii alternatywnych i które wykorzystanie postaci biblijnej w inny niż klasyczny sposób uważają za profanację – nie polecam. Po co się stresować? A w ogóle to mam trochę wrażenie, że to taka męsko historia i mężczyznom bardziej przypadnie do gustu.
Oczywiście na podstawie serii komiksów Aronofsky nakręcił też film Noe. Wybrany przez Boga, którego jeszcze nie widziałam. Mimo, że to mój ulubiony reżyser, najpierw musiałam przecież przeczytać komiksy ;)



Darren Aronofsky, Ari Handel, Niko Henrichon Noe, tomy 1-4, Wydawnictwo Sine Qua Non


czwartek, 18 września 2014

Nina George „Lawendowy pokój"


Lawendowy pokój  jest jedną z tych powieści współczesnych, która (przynajmniej w Polsce) miały bardzo głośną i rozbudowaną akcję promocyjną. Wydaje mi się, że ciężko było o niej nie usłyszeć tym bardziej, że opis mówi o Janie Perdu, właścicielu pływającej księgarni o wszystko mówiącej nazwie Apteka Literacka. Każdy miłośnik czytania marzy o takim miejscu, gdzie mógłby przyjść, a miły Pan czy Pani wręczyła mu książkę odpowiednią do jego nastroju i szalejących w głowie myśli. Samy pomysł był więc super, wykonanie odbiegło jednak niego od moich oczekiwań.
            Paryskiego księgarza, Jeana Perdu, poznajemy kiedy do jego kamienicy wprowadza się Catherine, wyrzucona przez męża z domu bez jakiegokolwiek majątku, a panie zarządzające kamienicą namawiają go aby oddał Catherine niepotrzebne mu meble. Aby to uczynić Jean musi otworzyć pokój, który jako bolesne wspomnienie dawnej miłości od 21 lat jest zastawiony regałem z książkami. W ten sposób do jego rąk trafia nieotwarty list, który otrzymał dwadzieścia lat wcześniej od Manon. Kiedy Perdu poznał zawartość listu, wskoczył na swoją księgarnianą barkę i nie zastanawiając się długo ruszył przed siebie. Ku jego nieszczęściu, w ostatniej chwili na barkę wskoczył jego sąsiad, młody pisarz Max Jordan. Panowie razem wyruszają w podróż francuskimi kanałami – jeden w poszukiwaniu inspiracji, drugi miłości, obaj w poszukiwaniu siebie. I jeszcze tajemniczego autora(ki) Zorzy polarnej – ukochanej książki Perdu. Po drodze zawierają znajomości z mieszkańcami innych łodzi, ze znanym pisarzem, z włoskim kucharzem i z mistrzem gildii księgarzy literackiego miasteczka. W końcu porzucają barkę i drogą lądową udają się coraz bardziej na południe, tam skąd pochodziła Manon i jeszcze dalej.           
Nie czytałam żadnych opisów i rozbudowanych recenzji tej książki żeby nie zdradzać sobie zbyt wiele (ale docierały do mnie same zachwyty). Spodziewałam się opowieści o Aptece Literackiej, o tym jak Jean leczy ludzi książkami, o ich mocy i o tym za co wielu z nas kocha czytanie. Dostałam zaś powieść drogi. I to drogi pięćdziesięcioletniego faceta ze złamanym sercem, który dowiaduje się, że przez dwie dekady cierpiał przez to że uniósł się honorem i teraz próbuje się pozbierać.
         Tak więc mimo, że w sumie całkiem miło spędziłam czas (chociaż momentami czytanie szło dość opornie) przy Lawendowym pokoju jestem rozczarowana. To chyba kwestia zbyt wysokich oczekiwań. Nie tej pory roku i nastroju. Myślę, że chłodny wieczór, kocyk, ciepła herbata, gruby sweter i kot na kolanach dodałyby jej uroku. I odrobina nieszczęścia w życiu, żeby Lawendowy pokój mógł spełnić swoją pocieszająco-antydepresyjną rolę. Bo myślę, że na takie przypadłości Jean Pardu przepisywałby tę opowieść.


Nina George Lawendowy pokój, Wydawnictwo Otwarte, s.338

czwartek, 11 września 2014

Sue Monk Kidd „Sekretne życie pszczół”


Rzadko zdarza się, że jakaś książka trafia na moją listę „chcę przeczytać” i od razu jest czytana. Sekretne życie pszczół było jedną z takich pozycji. Czytając zapowiedź Czarnych skrzydeł, najnowszej książki Sue Monk Kidd, wrzuciłam jej wcześniejszą powieść na półkę do przeczytania, a dwa dni później odebrałam ją z biblioteki i sama nie wiem dlaczego na nią padło. Chyba mam chwilowo dość kryminałów ;)
Bohaterką Sekretnego życia pszczół jest 14-letnia Lily, która po śmierci matki mieszka z ojcem na farmie brzoskwiń. T.Ray, bo tylko tak zwraca się to niego dziewczynka, nie umie obdarzyć Lily ojcowską miłością, wyładowuje na niej swoje frustracje i wykazuje się wyjątkową kreatywnością w wymyślaniu kar. Lily nigdy nie rozumiała dlaczego ojciec tak się zachowuje. Pragnąc rodzicielskiej miłości tęskni do stworzonego przez siebie obrazu idealnej matki. Miarka się przebiera kiedy czarnoskóra opiekunka Lily, Rosaleen, chcąc zarejestrować się jako wyborca (właśnie została podpisana ustawa o prawach obywatelskich) zostaje pobita i zamknięta w areszcie, a T.Ray chcąc zburzyć obraz matki stworzony przez dziewczynkę, twierdzi iż ta wcale jej nie kochała bo uciekła zostawiając ją z ojcem. Lily pomaga uciec Rosaleen i razem uciekają do Tiburonu, miejscowości, której nazwa widnieje na obrazku Czarnej Madonny pozostawionym przez jej matkę. Tam trafiają do lokalnej pasieki prowadzonej przez trzy czarnoskóre siostry, które postanawiają pomóc zbiegom.
Sekretne życie pszczół to bardzo pozytywna i ukazująca wiele problemów powieść. Nie da się nie zauważyć, że autorkę interesuje problem rasizmu i dyskryminacji osób kolorowych (cały czas nie mogłam się pozbyć skojarzeń ze Służącymi, mimo że w tym przypadku oglądałam tylko film). Książka pokazuje moc przyjaźni stojącej ponad podziałami i stereotypami (kolor skóry, wiek), przyjaźni, która pomaga zwalczyć poczucie winy i uwierzyć w siebie.
Historia zawarta w powieści Sue Monk Kidd bardzo mi się podobała, wciągnęła mnie tak, że przeczytałam ją w dwa dni i nie było opcji, że zajmę się czymś innym. Bardzo polecam książkę, a sama wyruszam na poszukiwanie filmu na jej podstawie. J

Sue Monk Kidd Sekretne życie pszczół, Wydawnictwo Albatros, s. 317

wtorek, 9 września 2014

Izabela Szolc „Żona rzeźnika”


Ciężka sprawa z tą książką. Przeczytałam o niej na jakimś blogu, ale za nic nie mogę skojarzyć na którym. Najpierw zainteresowała mnie okładka (dobrze, że coraz więcej książek w Polsce ma takie ciekawe graficznie okładki), następnie zaciekawił temat kanibala Karla Denke. Kanibalizm, temat jakkolwiek kontrowersyjny i obrzydliwy, za sprawą książek, filmów i (bardzo dobrego) serialu o Hannibalu Lecterze wszedł na salony kultury i w ogóle tam nie dziwi. Jednak, w przeciwieństwie do Hannibala, Karl Denke jest postacią autentyczną, która żyła na przełomie XIX i XX w. w Münsterbergu (ob. Ziębice), zabijała bezdomnych mężczyzn i przerabiała ich na konserwy, mydło, sznurówki i pasy (nic nie mogło się zmarnować). Więcej możecie przeczytać o nim na Wikipedii.
Książkę czytało mi się dość ciężko. Myślałam „200 stron, co to jest? Chwila moment i będzie przeczytane.”. Okazało się, że szło mi powoli i zajęło 4 dni. Narracja jest przerywana, przeskakuje w miejscach i czasie, czasami dotyczy przeszłości innych postaci (Karla, kaleki Voigta).
Znowu będę mówić o Hannibalu, ale wydaje mi się, że ciężko nie robić takiego porównania. Nie ma tu tej elegancji, wysmakowania, która jest tak bardzo charakterystyczna dla Lectera, Karl Denke jest prostym rzeźnikiem, niezbyt wykształconym, niezauważanym przez ojca, nienawidzonym przez rodzeństwo. Z ludziny nie robi wyszukanych dań, zamyka je w konserwach, moczy w zwyczajnych marynatach. A jednak sposób przedstawienia powoduje, że Karl podobnie jak Hannibal nie wzbudza naszej niechęci, nie budzi odrazy. Dlaczego? Jutta go broni, Jutta go przedstawia, opowiada tak jakby to co robili było normalne. A my takie tłumaczenie przyjmujemy, dopóki nie przypomnimy sobie, że to było NAPRAWDĘ.

PS. Jeżeli ktoś jeszcze nie oglądał serialowego Hannibala, gorąco polecam. Jeden z najlepszych aktualnie trwających seriali i jednocześnie mój ulubiony.


Izabela Szolc Żona rzeźnika, Wydawnictwo Amea, s.209

czwartek, 4 września 2014

Guy de Maupassant „Mont-Oriol”


Na pewno wszyscy znacie to uczucie, które pojawia się gdy podczas spaceru, wyjazdu czy zakupów mol książkowy dostrzega kiermasz książek. Kiedy byłam w tym roku w Zakopanem zauważyłam taki stragan tuż obok Wielkiej Krokwi. Młoda dziewczyna, na pewno młodsza ode mnie, siedziała sobie na ławeczce, a tuż obok na stole i w kartonie leżały porozkładane książki. Stare, bardzo stare i całkiem nowe. Bez cen, tak, że można było się targować i wyrwać za grosze to na co się miało ochotę. Ciężko było się zdecydować, tyle nieznanych tytułów i ciekawych okładek. Ostatecznie nabyłam trzy sztuki za całe 15 zł i w ten sposób trafiła w moje ręce książka, o której autorze wikipedia mówi (dzisiaj bo miesiąc temu mówiła tylko po francusku, a ja w tym języku nie rozumiem ni w ząb) iż jest on przedstawicielem nurtu dekadenckiego i naturalistycznego w powieści francuskiej. A skusiła mnie okładką. ;)
            Akcja Mont-Oriol toczy się w niewielkiej uzdrowiskowej miejscowości Enval, w której właśnie zaczął się sezon i zjechali się kuracjusze. W uzdrowisku działa trzech konkurencyjnych lekarzy, z których każdy ma inne poglądy na temat wód mineralnych, leków i ćwiczeń. Wśród gości Evnal znalazł się margrabia de Ravenel, jego syn Gontran z przyjacielem Pawłem Bretigny i córka Christiana z mężem Willem Andermattem.
            Już pierwszego dnia po przyjeździe do sanatorium gości czeka nie lada atrakcja – Oriol, najbogatszy chłop w okolicy, który jest właścicielem ogromnych winnic, będzie wysadzał wielki głaz, który znajduje się pośrodku jednej z nich. Na miejsce ściągnęli kuracjusze, mieszkańcy Enval i okolicznych wiosek – wszyscy chcieli zobaczyć to co planowane było od wielu lat. Jakież było zdziwienie zgromadzonej publiczności gdy spod wysadzonego głazu trysnęło nowe źródełko! Andermatt, bankowiec i Żyd z nosem do interesów, od razu zwietrzył okazję do zrobienia biznesu i postanowił otworzyć w tym miejscu nowe uzdrowisko. Zajęty dogadywaniem się z Oriolami, badaniem właściwości nowej wody i szukaniem innych źródeł całkowicie zapomniał o obecności swojej żony.
Chrystiana tymczasem korzystała z uroków Enval, brała mineralne kąpiele, które miały pomóc jej zajść w ciąże, spacerowała i wypoczywała w towarzystwie ojca, brata i Pawła. Takie okoliczności sprzyjały romansowi rodzącemu się między młodą dziewczyną i panem Bretigny.
Sezon szybko się kończy, goście wracają do Paryża, a w Enval buduje się na kolejny rok nowy kurort nazwany Mont-Oriol. Kiedy w następnym roku rodzina margrabiego zjeżdża do Mont-Oriol Gontran stoi na skraju bankructwa, Andermatt zaślepiony zyskiem zajmuje się interesami i zarządzaniem uzdrowiskiem, a Chrystiana będąca w zaawansowanej ciąży cierpni z powodu oddalającego się od niej Pawła. Drugi pobyt w uzdrowisku kręci się przede wszystkim wokół Gontrana i jego starań o rękę jednej z córek starego Oriola, a kończy narodzinami córki Chrysiatny i jej chorobą.
Mont-Oriol pokazuje ile ludzie są w stanie poświęcić i jak bardzo oszukać innych byle tylko uzyskać z tego jakieś korzyści. Oriol i Andermatt, którzy opłacają paralityka aby zdrowiał od kąpieli w ich wodzie, Gontran który pchnie siostrę do małżeństwa tylko po to aby korzystać z pieniędzy szwagra i który sam musi zorganizować sobie bogaty ożenek, wbrew własnym upodobaniom i uczuciom czy lekarze, którzy zamiast leczyć liczą na zyski i sławę większą od konkurenta są ilustracją ówczesnej sytuacji we Francji, która kilka lat po wydaniu tej powieści pogrążyła się w skandalu związanym z budową Kanału Panamskiego.
Kiedy zaczynałam czytać tę powieść myślałam, że trafiłam na zwykłe letnie romansidło z epoki (wątek miłosny da się wyczuć już od pierwszych stron i zajmuje on sporą część książki). Nie spodziewałam się, że dojrzę w niej coś więcej co jest miłym zaskoczeniem.


Guy de Maupassant Mont-Oriol, Czytelnik,  s.302