Strony

czwartek, 18 września 2014

Nina George „Lawendowy pokój"


Lawendowy pokój  jest jedną z tych powieści współczesnych, która (przynajmniej w Polsce) miały bardzo głośną i rozbudowaną akcję promocyjną. Wydaje mi się, że ciężko było o niej nie usłyszeć tym bardziej, że opis mówi o Janie Perdu, właścicielu pływającej księgarni o wszystko mówiącej nazwie Apteka Literacka. Każdy miłośnik czytania marzy o takim miejscu, gdzie mógłby przyjść, a miły Pan czy Pani wręczyła mu książkę odpowiednią do jego nastroju i szalejących w głowie myśli. Samy pomysł był więc super, wykonanie odbiegło jednak niego od moich oczekiwań.
            Paryskiego księgarza, Jeana Perdu, poznajemy kiedy do jego kamienicy wprowadza się Catherine, wyrzucona przez męża z domu bez jakiegokolwiek majątku, a panie zarządzające kamienicą namawiają go aby oddał Catherine niepotrzebne mu meble. Aby to uczynić Jean musi otworzyć pokój, który jako bolesne wspomnienie dawnej miłości od 21 lat jest zastawiony regałem z książkami. W ten sposób do jego rąk trafia nieotwarty list, który otrzymał dwadzieścia lat wcześniej od Manon. Kiedy Perdu poznał zawartość listu, wskoczył na swoją księgarnianą barkę i nie zastanawiając się długo ruszył przed siebie. Ku jego nieszczęściu, w ostatniej chwili na barkę wskoczył jego sąsiad, młody pisarz Max Jordan. Panowie razem wyruszają w podróż francuskimi kanałami – jeden w poszukiwaniu inspiracji, drugi miłości, obaj w poszukiwaniu siebie. I jeszcze tajemniczego autora(ki) Zorzy polarnej – ukochanej książki Perdu. Po drodze zawierają znajomości z mieszkańcami innych łodzi, ze znanym pisarzem, z włoskim kucharzem i z mistrzem gildii księgarzy literackiego miasteczka. W końcu porzucają barkę i drogą lądową udają się coraz bardziej na południe, tam skąd pochodziła Manon i jeszcze dalej.           
Nie czytałam żadnych opisów i rozbudowanych recenzji tej książki żeby nie zdradzać sobie zbyt wiele (ale docierały do mnie same zachwyty). Spodziewałam się opowieści o Aptece Literackiej, o tym jak Jean leczy ludzi książkami, o ich mocy i o tym za co wielu z nas kocha czytanie. Dostałam zaś powieść drogi. I to drogi pięćdziesięcioletniego faceta ze złamanym sercem, który dowiaduje się, że przez dwie dekady cierpiał przez to że uniósł się honorem i teraz próbuje się pozbierać.
         Tak więc mimo, że w sumie całkiem miło spędziłam czas (chociaż momentami czytanie szło dość opornie) przy Lawendowym pokoju jestem rozczarowana. To chyba kwestia zbyt wysokich oczekiwań. Nie tej pory roku i nastroju. Myślę, że chłodny wieczór, kocyk, ciepła herbata, gruby sweter i kot na kolanach dodałyby jej uroku. I odrobina nieszczęścia w życiu, żeby Lawendowy pokój mógł spełnić swoją pocieszająco-antydepresyjną rolę. Bo myślę, że na takie przypadłości Jean Pardu przepisywałby tę opowieść.


Nina George Lawendowy pokój, Wydawnictwo Otwarte, s.338

2 komentarze:

  1. Tyle pozytywnych recenzji się naczytałam, że zakupiłam jednej z Mam na urodziny - niebawem przekażę prezent, a jak tylko książka zacznie rodzinnie krążyć, to sprawdzę co i jak, bo brzmi nawet uroczo :) Ale pozbędę się oczekiwań, żeby się nie zawieść :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest właśnie najgorsze kiedy naczyta się człowiek samych zachwytów, ustawia poprzeczkę bardzo wysoko, a potem się rozczarowuje...

      Usuń